Harcerski Ośrodek Wodny Harcerski Ośrodek Wodny

baner bozenarodzenie

baner lewy opp

Informator 2025

baner lewy treminy egzaminow

baner lewy egzamin

A Fiordy to nam z ręki jadły

Załoga: Skipper - Michał "Jasiu" Posz, I oficer - Maciej Jodłowski, II oficer - Anna Kalusińska, Załoga - Dominik Rabsztyn, Załoga - Marek Bąk

Jacht: Kochana, dzielna Weneda oczywiście.

01.07.2006 SOBOTA

No i dotarliśmy do Władziowa. Pogoda jak na przejęcie jachtu super. Słoneczko i takie tam miłe morskie powitanie - lekki wiaterek niosący zapach morza...

Przejęcie poszło baaardzo sprawnie i już po chwili mogliśmy przystąpić do ształowania żarełka. Porządek, jaki panował w pudłach i pudełkach z jedzonkiem do pozazdroszczenia. Brawo Aniu!! Obszerna lista zawartości każdego pudła. Niczego nie trzeba było szukać, wystarczyło tylko dostarczyć karton z właściwym numerkiem. Po upchnięciu tych wszystkich wszystkich dobrych rzeczy nawet zostało troszkę miejsca na ubranka ?. Po rozpakowaniu przyszedł czas na instrukcje obsługi urządzeń jachtowych. Ania & Dominik przeszli krótkie, lecz wnikliwe szkolenia z zagadnień: "Jak nie zatopić jachtu po zrobieniu siusiu.", "Co zrobić żeby po użyciu kuchenki gazowej z jachtu nie zrobić kabrioletu?" Itd. itp. A teraz pierwszy posiłek na jachcie no i omówienie wszystkich alarmów. No i co, kto, po co i dlaczego każdy ma w razie takowych robić.

No a wieczorkiem wymarsz na miasto na szklaneczkę "mleka" ? a przy okazji koncercik z cyklu: "Żubr obchodzi Kaszuby". Na koniec dnia wizyta na plaży i niesamowicie piękny widok zachodzącego słońca i budzącej się do życia nocy...

02.07.2006 NIEDZIELA

Jeszcze tylko małe przypomnienie dla wszystkich: "który z tych kolorowych sznurków jest od czego" i można ruszać w morze!! No dobra nie tak prędko. Trzeba jeszcze zatankować słodką wodę no i odprawić się u przemiłej Pani Celniczki. Jej pytanie: "Broń, narkotyki?" troszkę wszystkich rozbawiło, no, ale obowiązek to rzecz święta...

Wreszcie pożegnały nas główki portu Władysławowo a przywitał pólwiatr 2-3B. No a na kompasie kurs na Borholm...

03.07.2006 PONIEDZIAŁEK

Cały dzionek płynięcia. Nic szczególnego. Nieliczne hołdy dla Neptuna, jak to na młode "wilki morskie" przystało. Trzeba przyznać, że choroba morska znoszona była z godnością i optymizmem...

04.07.2006 WTOREK

Widać Borholm!! Pierwszy obcy ląd. Niestety Ronne całe zapchane i trzeba było szukać miejsca w Hasle... Udało się!!

Małe miasteczko. Port rybacki pełen kuterków. Po ogarnięciu jachtu - zwiedzanko. Na południe od portu odkryliśmy mały skansen. Zabytkową wędzarnię ryb z zachowanym oryginalnym pomieszczeniem do wędzenia no i muzeum z całą historią portu i miasteczka Hasle. A wieczorkiem, też w skansenie, świeżutka, pachnąca, wyśmienita wędzona rybka na kolację. Mniam!! Polecamy! Po pysznej kolacji wieczorne wyjście w morzę, kurs na Kopenhagę...

05.07.2006 ŚRODA

Po drodze jeszcze mała atrakcja... Przejście przez kanał Falsterbo. Pod otwartym mostem obsługa troszkę poganiała grożąc, że będziemy czekali następną godzinę, ale przecież Weneda nie umie szybko pływać na silniku Panowie!!

06.07.2006 CZWARTEK

W nocy wejście do mariny w Kopenhadze i miły akcent na powitanie nowego miejsca... Kto był ten wie a kto nie był albo spał, niech żałuje!!? Teraz czas na zwiedzanie miasta. Co prawda parę razy się zgubiliśmy, ale w końcu trafiliśmy tam gdzie chcieliśmy. Wszystkie muzo-atrakcje Kopenhagi strasznie drogie a te darmowe, opisane w małym przewodniku, gdzieś uniknęły. No, ale co się dziwić cenom, w końcu to stolica.

07.07.2006 PIĄTEK

Raniutko ruszyliśmy w dalszą drogą. Zapowiadane przez Niemców 2-3B troszkę się chyba zapomniało. Albo jeszcze się nie obudziło, bo coś nie bardzo wiało... Za to Weneda została zaatakowana przez stada muszek. Były wszędzie!! Dosłownie wszędzie!! Po krótkiej walce z wiadrem i Brisem w ręce szybko skapitulowaliśmy. No i był wreszcie czas na "powierzone" zadanie czyszczenia wiatraka...W związku z wiatrem a raczej jego brakiem nie planowane wcześniej wejście do mariny Hornbaek. Niestety, a może na szczęście, nie było ani pół wolnego miejsca. Na szczęście, bo po ponownym wyjściu na morzę zaczęło o dziwo wiać...

08.07.2006 SOBOTA

Nic szczególnego poza zawinięciem do uroczego porciku Antholt na malutkiej wysepce gdzieś na samym środku Kattegatu. Standardowo już chyba jak na każdy porcik wieczorny wypad do miasteczka i na plażę... Morze, piasek, księżyc, gwiazdy... miodzio!!

09.07.2006 NIEDZIELA

Teraz kurs na Oslofiord. Reszta Kattegatu i Skagerrak dały poznać, co to żeglarstwo ? 6-7 z bagsztagu i fale1,5-2m. Ci, którzy pierwszy raz w morzu przeżyli szok i widać było na ich twarzach lekki niepokój... A Markowi widać nie podobał się fok marszowy (17m), bo go natychmiast po przejęciu kółka podarł... Więc został nam sztormowy. Może i lepiej, bo wkrótce Simrad zaczął coraz częściej pokazywać 7B. A Weneda na samym foku sztormowym szła często gęsto nawet 6,3w...

10-11.07.2006 PONIEDZIAŁEK - WTOREK

Wreszcie się uspokoiło a w Oslofiordzie wręcz zgasło.

Skoro wiatr się skończył Oslofiord trzeba było pokonać na silniku - niestety. Podziwialiśmy widoki... Strome zbocza, w niektórych miejscach skały wpadające pionowo do wody przypominające te ściany fiordów z dalekiej północy. No i te klasyczne domki budowane na zboczach schodzących do morza.

0950/69,0 (569Mm) - zdobyliśmy marinę Herbern w Oslo!! A byli tacy, którzy zwątpili w nas już, kiedy byliśmy w Kopenhadze... Niestety stolica Norwegii przywitała nas deszczem. To nic dla nas. W końcu mamy sztormiaki nie??!!?? Wypad wodnym "autobusem" z przemiła żeńska obsługą do muzeum Kon-Tiki i muzeum wypraw polarnych. To, co tam zobaczyliśmy robi wrażenie. Swoją drogą ludzie są szaleni. Jedni pokonują oceany na tratwach, bo tak chyba to cos trzeba nazwać, z trzciny czy pni balsowych a inni pływają czy latają gdzieś w lody polarne. W muzeach mieliśmy okazję zobaczyć dzieła Thora Heyerdahl'a - Ra II - łódź z trzciny, którą pokonał Atlantyk i Kon-Tiki z pni drzewa balsowego, którą przepłynął przez Ocean Spokojny. Myślę, że słowa Hayerdal'a: "Borders? I have never seen one. But I have heard they exist in the minds of some people" i jego wyczyny dają dużo do myślenia. Wyczyny polarników też robią wrażenie. W drugim muzeum można obejrzeć statek polarny Frame. Zobaczyć, w jakich warunkach żyli polarnicy, jakich narzędzi używali, poznać trudności, z jakimi się borykali. Całość robi duże wrażenie...

Po tych wrażeniach powrót tym samym wodnym "autobusem" i spacer po Oslo. I rzecz charakterystyczna dla Norwegii. Na każdym kroku, na ulicy można spotkać mnóstwo rzeźb. Różnych kształtów i rozmiarów, przedstawiające przeróżne rzeczy. No a w Oslo głównie nagie kobiety. Ciekawe dlaczego?? Czyżby Norwegowie mieli jakieś problemy...:-)

Powrót na jacht i miłe spotkanie z dwoma Polkami. Dziewczyny przyjechały do pracy w Oslo z Warszawy. Przy okazji nakarmiliśmy portowe mewy naszym starym chlebem... No i przystąpiliśmy do świętowania naszego małego, wyprawowego sukcesu przy akompaniamencie gitarowym Marka i naszego kapitana Michała...

12.07.2006 ŚRODA

Ok 0400 na kei usłyszeliśmy radosne: "Ja pie#####, dwa jabole!!". Okazało się, że to trzech Norwegów. Panowie nieźle wstawieni. A jeden władał "podstawami" polskiego typu: "Dwa piwa proszę!!" Itp.:-) Panowie przyszli się wykąpać (woda 17stopni). Pozostawili całe odzienie na kei, ku zgorszeniu Ani ;-), i wskoczyli do wody. Trzeba było ich przypilnować żeby się nie potopili, ale kiedy bezpiecznie zeszli z kei na ląd my poszliśmy spać...

Pobudka około 0930 i zaczęło się przygotowywanie jachtu do wyjścia. Korzystając z obecności słońca przystąpiliśmy do dosuszania jachtu i żagli. No i wyprawa do sklepu po zapasy czegoś do picia na wachty. Znaleźliśmy tanią Pepsi - w promocji kosztowała tyle, co w Polsce!! No jeszcze troszkę soków i napoi typu wyrób Tesco.

O 1430 udało się oddać cumy. Jeszcze tylko wizyta na stacji benzynowej i... Cóż za zdziwienie!! Do baku weszło tylko 6 litrów??!!?? Chyba silnik jest na diecie:-) No to płyniemy! Ale Oslofiord się zbuntował 4-5 w mordę:-( No cóż pozostało tylko jedno - halsujemy...

13.07.2006 CZWARTEK

Po całonocnej halsówce wyszliśmy wreszcie na Skagerrak. I wiatr się zlitował. Zaczął odkręcać z S na SW a około 1400 szliśmy już ponad 4,5w przy 4B z W...

14.07.2006 PIĄTEK

Cóż za szczęście!! Płyniemy na południe a wiaterek koło 5B z N. Po prostu miodzio!! Weneda pruje mile do domu. Korzystając wiatru mała zmiana planów. Zamiast postoju w Goteborgu zatrzymamy się bliżej Polski w Malmo...

15.07.2006 SOBOTA

Troszkę flauci... Na wachcie od 0800 do 1400 miejscami wogóle nie wiało. Za to Pani I oficer zaszalała w kambuzie robiąc przepyszne naleśniki!! Mniiiam!! Chyba wiatr nam pozazdrościł, bo znowu zaczął wiać...

Ciąg dalszy kulinarnej rozpusty. Super kolacja!! To się nazywa życie.:) A w nocy spontaniczne wejście do Helsingoru. To, co miał świecić nie świeciło. Ogólnie ciemno jak... Nie powiem gdzie. Po zacumowaniu chwila odprężenia przy norweskich chipsach i gitarowych klasykach. No i jaka interesująca rozmowa o... A o tym, czego w domu będzie brakować. Np. Dominikowi pompki w ubikacji... To długa historia:-)

16.07.2006 NIEDZIELA

Rano shower, śniadanko i zwiedzanie zamku "Hamleta". Z tym Hamletem to oczywiście ściema, ale zamek się fajnie oglądało. Jeszcze wyprawa do centrum i na lody... Dobre były i zadziwiająco sporych rozmiarów.

I czas do Malmö nam!! Jeszcze tylko przebić się między promami kursującymi między Helsingorem a Helsinborgiem... W tamtą stronę się udało, więc i teraz się musi udać:-) Przewężenie szerokości cieśniny na 2Mm a naliczyliśmy 5 promów w poprzek i kilka statków wzdłuż No!! Udało się!! F25 i G na maszcie, na motyla. Bajerancko to wyglądało i nawet skuteczne było (siła wiatru 3B i 5,5w) A na obiadek kolejne kulinarne uniesienie. Mówię wam w takiej postaci mielonki jeszcze nie jedliście!! Podsmażana z cebulką, przyprawami i grzybami. No i jak podana!! Zostało jeszcze kilka puszek i zaczęło się wymyślanie. Może zrobimy kotleciki, albo bigosik... Pewnie się wymyśli coś oryginalnego.

Wieczorem podejście do mariny Limhamn Laguna koło Malmo. Mówię wam do du-pupy!! Główki portu nie świecą, z dwóch par pław torowych jest tylko jedna i to prowadząca prosto w zewnętrzny falochron... Jednym słowem się troszkę zawiodłem na Szwedach.

Po oddaniu cum już chyba klasyczny wieczór przy gitarze. Dominik znalazł swoje zagubione na początku rejsu żelki... Tzn. to, co po nich zostało po dwutygodniowym leżeniu w kieszeni w wiatrochronie. Zlepiły się w jedna wielką kulkę, którą nawet ostrym nożem było ciężko pokroić a co dopiero zjeść. Po konsumpcji Marek się troszkę źle poczuł, bo zaległ na koi dziobowej a my czwórkę dokończyliśmy wieczór już przy stole w marinie...

17.07.2006 PONIEDZIAŁEK

Kapitan poszedł do żaglomistrza z podartym fokiem a my przystąpiliśmy do prac porządkowych. Jachcik wysuszony i wysprzątany. Niestety te porządki zapachniały końcem rejsu. Może, dlatego, że mamy świadomość, że od paru dni wracamy na południe, no i stoimy prawdopodobnie w ostatnim zagranicznym porcie...

Po pracy wyprawa do miasta. Po drodze marsz po plaży i podziwianie miejscowej fauny i flory a zwłaszcza "flory":-) Ania nie chciała się przyłączyć do oceniania:-) Dokonaliśmy jeszcze pewnego odkrycia. Atrakcji, której nie opisał kpt. Kuliński. Była to plaża nudystów. Ciąg dalszy wycieczki po Malmo. Stare miasto a później, wieczorem, ten dziwny, poskręcany, ogromny budynek. Z daleka zaciekawia, ale z bliska robi ogromne wrażenie. No i to osiedle domków wokół niego. Widok na morze, most w Sundzie, fajna architektura no i osiedlowa marina. Po powrocie kolacyjka i odpoczynek przy ciasteczkach...

18.07.2006 WTOREK

Kolejny dzień. Poranek przed wyjściem. Tankowanie, sprzątanie i w drogę. Przejście pod mostem w Sundzie. Ta budowla robi wrażenie!! A za mostem płot... Dosłownie płot z żółtych pław, na naszych mapach nieoznaczonych. A za płotem budowa na płyciźnie. No i musieliśmy ten badziew ominąć dokładając jakieś 3Mm. I kolejna wojna z owadami. Tym razem osy... Gazeta, pusta butelka po wodzie poszły w ruch. Żywcem się nie damy!! Wygraliśmy tę wojnę:-)

19.07.2006 ŚRODA

Wiatr zaczął zdychać... Trzeba było odpalić katarynę niestety. Dodatkowo wokół jachtu pojawiły się zielone łąki kwitnących glonów. Oj będzie trzeba myć burty z tego świństwa:-(

Wieczór i noc... żagle ciągle wspomagane silnikiem. Warto podkreślić, że to była naprawdę ciemna noc... Pierwsza tak ciemna od jakichś 2,5 tygodnia. Dominik ciągle biegał pod pokład poznając coraz to nowe charakterystyki świateł nawigacyjnych i coraz to nowe konfiguracje świateł pozycyjnych statków. Się chłopak wyedukował:-) Ale przynajmniej wachta szybko minęła.

20.07.2006 CZWARTEK

Już widać pławę bezpiecznej wody SWIN N1 a chwilę później radośnie mrugające pławy torowe i bezpieczne wody toru podejściowego do Świnoujścia... O poranku wywołanie Traffic Port Control Świnoujście - dostaliśmy zgodę na wejście do portu. Podejście do nabrzeża GPK'u i odprawa paszportowa... 0835/1022 zacumowano do kei portu jachtowego w basenie północnym 0845/1022 wyłączono silnik... Jesteśmy w domu!! Pod salingiem banderki Norwegii, Szwecji, Borholmu, Danii no i błękitna wstęga - a co, należy nam się!!:-)

Prysznic, wypad na miasto na pizze i dwugodzinna drzemka. Po drzemce, z nowymi siłami przystąpiliśmy do sprzątani jachtu. Suszenie, czyszczenie zęz, kinkstona, żagiel koi, porządki i dosuszanie żagli, mycie "lodówki", przegląd pozostałego żarełka itd. itp. 4h ciężkiej pracy, no i te nieszczęsne glony na burcie:-(

Weneda wypucowana i gotowa do przejęcia!! Czas na kolacje kapitańską. Nie chcieliśmy już ciapać na jachcie wiec poszliśmy na kebaba a później do portowej tawerny... Rozdanie opinii, rozczulanie, wspominanie i przekazanie, zgodnie z tradycją, sfatygowanej banderki Dominikowi - zasłużył. Wspomnienia, plany...

21.07.2006 PIĄTEK

Dzień przekazania jachtu. Wstaliśmy wcześnie, żeby dopiąć sprawy jachtu na ostatni guzik. Po śniadanku mycie naczyń, pucowanie podłogi, dolanie paliwa, sprawdzenie olejów w silniku i przekładni, na koniec szorowanie pokładu i oczekiwanie na następną załogę... To już koniec naszych zmagań z morzem. Koniec, choć wszyscy bardzo chętnie oddalibyśmy cumy i popłynęli dalej. No, ale cóż... Co piękne szybko się kończy? Może jeszcze kiedyś spotkamy się na jakimś pokładzie, a może na Wenedzie....

Rejs...

...dla mnie na pewno skarbnica nowych doświadczeń, poznanie kolejnego kapitana i jego perspektywy patrzenia na morze, jacht, załogę... Nowi znajomi, ludzie, którzy potrafili się zgrać na tak małej powierzchni, szczęśliwie przeżyć 21 dni na pokładzie. 21dni w zgodzie i bez konfliktów. Dotarcie do nowych miejsc, poznanie nowych akwenów, możliwość zobaczenia wielu ciekawych rzeczy, przeżycia kolejnej przygody na morzu. Czas na refleksje, przemyślenia, oderwania od lądowej rzeczywistości, zapomnienie o problemach, porażkach ubiegłego roku i osobisty powrót do czegoś co się skończyło...

Zobacz galerię